piątek, 22 lipca 2011

Peeling migdałowy z grupera

W marcu miałam niespodziewany napływ gotówki - i oczywiście nie byłabym sobą, gdybym jej w dogodny sposób nie spożytkowała ;) Zakupiłam więc kupon na 2 zabiegi mikrodermabrazji lub peelingu migdałowego z maską kremową o wartości 220 zł za oszałamiającą kwotę 49 zł. Nawet jak na tego typu portale, cena była bardzo okazyjna. Pierwotnie umówiłam się na mikrodermabrazję na maj, ale jakoś tak nieszczęśliwie się złożyło, że na ten sam dzień dostałam skierowanie do szpitala na wycięcie pęcherzyka, więc odwołałam rezerwację i w sumie o niej zapomniałam. 2 tygodnie temu porządkowałam komputer i znalazłam folder z kuponami, spojrzałam na datę i okazało się że nie są ważne rok, a do 5 sierpnia, więc w trymiga złapałam za słuchawkę i umówiłam się na dzisiaj, ale na peeling migdałowy (usłyszałam że latem lepiej nie robić mikro, ze względu na słońce).

Prawdę mówiąc szłam jak na ścięcie, byle tylko rzeczone 49 zł się nie zmarnowało - naczytałam się dość dużo o masówkach odstawianych przez fryzjerów i kosmetyczki na klientach z kuponami, więc strach był. Jak się okazało - niepotrzebnie

Sam zabieg - wiadomo. Odtłuszczanie cery, nałożenie na 10 minut kwasu migdałowego, zmycie, maska kremowa (pierwszy raz miałam twarz w folii - dziwne uczucie), krem. Kosmetyczka przy każdej czynności tłumaczyła co robi i co to konkretnie daje (duży plus, lubię to wiedzieć), uprzedzała o niedogodnościach (szczypanie, mrowienie, swędzenie), więc jak już zaczęło szczypać nie umarłam ze strachu że twarz mi się pali ;) Cera po zabiegu przyjemna, napięta, oczyszczona, a przede wszystkim - wyrównany koloryt. Na moje oko - efekt porównywalny do dwumiesięcznego stosowania toniku z kwasem migdałowym (wersja home made).

Oczywiście w trakcie ucięłam sobie pogawędkę o kuponach - okazuje się że z punktu widzenia przedsiębiorcy gruper wcale nie jest taki świetny. Oprócz tego że przedstawiciele krzywo patrzą na ograniczenie ilości kuponów, to od każdego kuponu płaci się haracz 30%, do tego większość klientów (w tym ja) o kuponach przypomina sobie pod koniec ich ważności, co wiąże się z bardzo napiętym grafikiem i mniejszą ilością czasu dla zwykłych, niekuponowych klientów. Ponoć jakaś restauracja już zdążyła zbankrutować (wie ktoś która?). A gabinet na zabiegu zarabia 7 zł brutto po odliczeniu kosmetyków.

Przyznam że poczułam się trochę dziwnie. Z jednej strony jako konsument chcę kupić jak najtaniej i skorzystać z promocji, z drugiej strony to przynosi komuś straty (i finansowe, i klientów - gdybym ja dowiedziała się że moja kosmetyczka nie ma na mnie czasu bo ma tyle klientów z kuponów, to z pewnością bym się na nią wypięła i poszukała innej). Jako przedsiębiorca rozumiem sytuację firm.

I szczerze mówiąc myślę że z pozycji firmy, grupon się nie opłaca. Po pierwsze - finansowych korzyści nie przynosi. Po drugie - niby to reklama i możliwość zdobycia nowych klientów, ale patrząc na to konsumenckim okiem - prędzej kupię kupon do innego salonu na zabieg w promocyjnej cenie, niż wrócę gdzieś i zapłacę normalnie. Więc argument z reklamą i zdobywaniem nowych klientów odpada. Firmom się to po prostu nie opłaca. Szczerze mówiąc, zastanawiałam się czy nie podpisać z gruperem czy inną firmą umowy, ale w takiej sytuacji - wątpię.


Wracając do zabiegu i gabinetu - jestem bardzo zadowolona. Nie było masówki, tylko traktowanie jak normalnego klienta. Ba, dostałam nawet do wypróbowania próbkę kremu. Gabinet nowy, czyściutki, dobrze wyposażony, miła i przyjemna obsługa. I - co dla mnie najważniejsze - pozwolono mi na drugi zabieg przyjść we wrześniu, nie zważając na datę ważności kuponu. Wystarczy tylko żebym umówiła się przed jej wygaśnięciem :) I wtedy chyba wybiorę mikrodermabrazję, bo bardzo się na nią nastawiłam.

Zabieg robiłam w gabinecie kosmetycznym Luana, który z przekonaniem polecam :)




W poniedziałek relacja (o ile się uda to nawet fotorelacja) z fish spa, na które kupon kupiłam w czerwcu :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz