sobota, 9 kwietnia 2011

Karmelowa kuracja dla włosów

Od kilku tygodni się do niej przymierzałam, aż w końcu udało mi się skompletować wszystkie składniki :) Posiedziałam z nią na głowie 1,5 godziny, zmyłam do umywalki, po czym umyłam włosy pod prysznicem (bałam się tu zmywać, jako że nasz prysznic ma tendencje do zapychania) i wystylizowałam jak zawsze. Faktycznie włosy są przyjemniejsze w dotyku, i mają bardziej zdefiniowany skręt (widzę to nawet teraz, mając nałożony żel i czekając na ich wyschnięcie). Pachnie.... średnio, co jest zasługą melasy. Zabiłam trochę jej zapach dodając kilka kropli olejku eterycznego z pomarańczy.
 

Przepis:
6 łyżek miodu (najlepiej naturalnego)
6 łyżek oliwy z oliwek (w moim przypadku - oleju winogronowego)
2- 3 dojrzałe banany (ja użyłam przecieru Gerber bananowego dla dzieci, żeby nie przeciskać bananów przez sitko)

Mieszamy powyższe składniki po czym przeciskamy przez sitko lub pieluchę (oj, naprawdę nie chcecie mieć kawałków bananów we włosach... uwierzcie na słowo ;)). Jeśli użyjemy przecieru z bananów, nie trzeba przeciskać. Ja nie przeciskałam, więc od razu mieszałam wszystko razem w garnku :)


Do przeciśniętej mieszanki dodajemy:
6 łyżek wody
3 łyżki melasy
1 łyżka octu jabłkowego
100 ml mleka kokosowego pełnotłuszczowego (żadne light!)

W pogotowiu mąka kukurydziana (u mnie była konieczna).
 Można dodać swoje ulubione oleje - w moim przypadku pół łyżki jojoba, łyżka ze słodkich migdałów, pół łyżki awokado)

Mieszamy wszystko, a jeśli użyliśmy bananów to miksujemy blenderem do uzyskania w miarę gładkiej mikstury :) Dajemy na niewielki ogień i podgrzewamy. Dodajemy mąkę kukurydzianą dla zgęstnienia (to co mamy otrzymać musi być gęste, coś a la krówka! Mi weszły 4 łyżki.). Po zgęstnieniu dodałam wspomniany wyżek olejek pomarańczowy dla zapachu.

Zostawiamy do ostygnięcia, jak nie będzie nas już parzyć w palce to nakładamy na włosy dość grubą warstwę i zakładamy czepek. Czekamy godzinkę i możemy umyć włosy tak jak zwykle myjemy :)

Taką kurację fundujemy włosom raz na 4 miesiące. Słowo 'fundujemy' to słowo klucz, bo kuracja cenowo wychodzi jak dobre ciasto ;) Moim zdaniem spokojnie można podzielić składniki na pół - mi wyszedł ogromny gar z którym nie miałam co zrobić, więc na włosy nałożył sobie też mój facet ;)




Tak "apetycznie" wygląda maź w garnku:


Zdjęcia na włosach nie dam, bo musiałabym otagować jako 18+, gdyż wygląda to dość nieprzyjemnie ;) 


Błyszczą się i są ładnie zdefiniowane loczki, ale (zazwyczaj jest jakieś 'ale' ;)) - w dotyku mam wrażenie że są trochę suche, a przecież kuracja miała je nawilżyć... I trochę się napuszyły. Z tym że moje włosy nie przepadają za proteinami i lubią się po nich podsuszyć, a tutaj w końcu trochę ich było. Przy kolejnej kuracji zmniejszę ilość protein i powinno być dobrze, ale na to mam jeszcze 4 miesiące :)

2 komentarze:

  1. Jak najbardziej, ta kuracja ogólnie rzecz biorąc jest nawilżająca i przeznaczona dla suchych włosów :)

    OdpowiedzUsuń